Rozmowa z Fernandem Laposse’em ukazała się
w A&B 10'2020
Z Fernandem Laposse’em rozmawiam zdalnie, z siedmiogodzinną różnicą czasu, ponieważ projektant przebywa obecnie w Meksyku. Choć na co dzień mieszka w Londynie, większość jego projektów jest realizowana właśnie tutaj. Tu też zatrzymała go pandemia. Fernando Laposse stara się wykorzystać czas, który w porównaniu do londyńskiego nagle zwolnił tempa, i miejsce, w którym się znalazł. Przekierował działania projektowe na pracę u podstaw — na łonie natury i z lokalnymi rolnikami. Wydaje się, że wioska Tonahuixtla, gdzie realizuje jeden ze swoich projektów, jest tak daleko od świata, jakby była na permanentnej kwarantannie.
Dominika Drozdowska: Trudno obecnie oderwać się od rozmów i wyzwań związanych z koronawirusem. Czy uważasz, że wpłynie on na Twoją pracę i świat projektowania?
Fernando Laposse: Myślę, że tak. Na pewno w jakimś stopniu zostaną zakwestionowane masowe wydarzenia, takie jak targi dizajnu, które oznaczają duże inwestycje i marnotrawstwo finansowe. Ale sytuacja, w której się znaleźliśmy, to też okazja, by otworzyć drzwi i włączyć do dyskusji projektantów, którzy nie są blisko globalnego centrum. Zauważam też chęć poprawy naszego samopoczucia, zwolnienia. Pandemia to także swego rodzaju pobudka i ostatni dzwonek, żeby przemyśleć swój tryb życia i sposób konsumpcji.
Dominika: Brzmi dość optymistycznie. Mam wrażenie, że wiele osób czeka, by wrócić do życia sprzed pandemii.
Fernando: W Meksyku sytuacja ponownego otwarcia gospodarki wiąże się ze wzrostem liczby zachorowań i zgonów. Nie dziwię się, że rząd chce jak najszybciej aktywować gospodarkę, w końcu to źródło finansowania naszych społeczeństw. Nasz system oparty jest na superkapitalistycznym modelu, co wymaga drastycznej zmiany i jest obecnie kwestionowane. Myślę, że to naprawdę interesujące.
Fernando Laposse i jego ulubione materiały: trukwa (luffa), łuski kukurydzy i liście agawy
fot. dzięki uprzejmości Fernando Laposse
Dominika: Wracając do świata projektowania, chciałabym porozmawiać o Twoim obecnie najbardziej znanym i nagradzanym projekcie — Totomoxtle — który porusza wiele aspektów, między innymi angażuje lokalną społeczność, wykorzystuje materiały uważane za odpady i sięga do korzeni meksykańskiego dziedzictwa.
Fernando: Główne filary projektu dotyczą skutków globalnej gospodarki w małych, rdzennych społecznościach. Tego rodzaju rozbieżności i ingerencja globalnej gospodarki w życie zwykłych mieszkańców, którzy nie mają na nią bezpośredniego wpływu, są dla mnie bardzo interesujące. Mówimy: globalny kontra hiperlokalny, globalny kontra rdzenny. Mamy tu do czynienia z nieuprzywilejowaną społecznością, która nie tylko nie ma swojej reprezentacji — nie ma także szans na przyzwoite życie, dostęp do opieki zdrowotnej, edukacji, której coraz trudniej się utrzymać i zarobić na życie. I to jest ogromna strata, ponieważ ta grupa społeczna ma niezwykłą moc kształtowania środowiska i jest najbardziej związana z naturą.
Dominika: Chcesz więc dać moc sprawczą lokalnym społecznościom.
Fernando: Lokalne społeczności mają niesamowitą moc zrozumienia i szacunku dla natury. Dzięki swojej wiedzy o roślinach potrafią zmienić pustynię w oazę, potrafią też na tych nieprzyjaznych terenach uprawiać ziemię. Część odpowiedzialności, którą ponoszę jako w pewnym sensie osoba uprzywilejowana i jako projektant, mogę wykorzystać, by dać im głos. To nie tylko wspólne działanie w procesie projektowym, lecz także mówienie o tym głośno i na zewnątrz. W zeszłym roku jeden z członków rdzennej społeczności był ze mną na festiwalu dizajnu w Miami i pokazywał, w jaki sposób używają naturalnego barwnika. Wcześniej, w tym samym roku, dwóch przedstawicieli społeczności Tonahuixtla pojechało ze mną na Światowe Forum Ekonomiczne w Davos, gdzie zabrali głos przed światowymi liderami. To pokazuje, że projektowanie może wykraczać daleko poza wytwarzanie produktów. Projekt oprócz wspierania lokalnych społeczności zajmuje się także środowiskiem i utratą bioróżnorodności. A ostateczny produkt spina wszystkie te historie i wykorzystuje rzemieślniczą pracę.
obiekty stworzone z łusek kukurydzy w ramach projektu Totomoxtle
fot. dzięki uprzejmości Fernando Laposse
Dominika: Totomoxtle to dobry przykład zrównoważonego projektowania. Domyślam się, że przygotowanie takiego projektu wymaga nie tylko wysiłku, ale także innego podejścia do samego projektowania.
Fernando: Zacząłem zmieniać sposób, w jaki opisuję swoje projekty, starając się unikać wyrażenia „zrównoważony rozwój”. Jeśli mówimy o zrównoważonym rozwoju (ang. sustainable development) to dosłownie oznacza to, że podtrzymujemy (ang. sustain) zasoby, którymi dysponujemy. Myślę, że już dawno przekroczyliśmy tę cienką linię, moment, w którym utrzymujemy nasze zasoby i środowisko. Wyrządziliśmy zbyt wiele szkód naturze i ekosystemom — to, co możemy obecnie robić, to naprawiać i regenerować. I to właśnie staram się przekazywać w swoich projektach, nie tylko w ujęciu środowiska i bioróżnorodności, lecz także w ujęciu systemowym, z uwzględnieniem ludzi wiedzących, w jaki sposób żyć w harmonii z naturą. To dość złożone zadanie, które postrzegam jako globalny projekt. Przykładowo wiele pieniędzy generowanych przez projekt wraca i jest weń reinwestowanych. W miejscu, w którym wytwarzamy naszą okładzinę z kukurydzy, jest też przestrzeń, w której rozmawiamy i tworzymy strategie, a obecnie pracujemy nad stworzeniem banku nasion, w którym lokalni mieszkańcy będą mogli bezpiecznie przechowywać nasiona kukurydzy. W ten sposób rozszerzamy pojęcie „utrzymywania” o zwiększanie zasobów.
Dominika: Wydaje się, że Twoje projektowanie nigdy się nie kończy, jedno działanie w projekcie powoduje kolejne, a wszystko to pasuje do siebie jak w układance.
Fernando: Totomoxtle postrzegam jako projekt długoterminowy, który — mam nadzieję — przetrwa całe moje życie. Kiedyś będę mógł spojrzeć wstecz i powiedzieć, że to moje dziedzictwo. Zauważyłem, że na targach czy w prasie pojawia się wiele nowych produktów, z których spora część pozostaje jedynie próbą, która nie zmienia się w funkcjonujący biznes. Dlatego zawsze istotne było dla mnie tworzenie systemów, które będą trwałe i będą motywować do dalszego działania. A motywacją są dla mnie więzi i empatia, które udaje nam się stworzyć z ludźmi z innego środowiska, z innej „bańki”. Chociaż oczywiście jest to trudne, szczególnie na początku, gdy łatwo się poddać. Ale gdy już wyjdziesz do ludzi ze swoimi propozycjami, złożysz obietnice, to trudno się wycofać, to z kolei duża motywacja do dalszego działania.
Dominika: Właśnie, zapewne dotarcie do lokalnych społeczności z wielu względów nie jest łatwe.
Fernando: Wioska Tonahuixtla, w której pracuję, jest dla mnie wyjątkowa, ponieważ zacząłem ją odwiedzać jako sześciolatek. Wszystko za sprawą znajomego mojego ojca, Delfino Martineza. Jako dzieci odwiedzaliśmy go z siostrą w wakacje, a przez lata starałem się utrzymywać z nim kontakt. Gdy już przeprowadziłem liczne badania, a w ręce trzymałem dobrze zapowiadający się materiał, szukałem odpowiedniego miejsca. Skontaktowałem się z Delfino, który ma dobrą pozycję w swojej społeczności i dar przekonywania. Bez jego pomocy byłoby to trudne. Moją radą dla osób, które starają się dotrzeć do lokalnych wspólnot, jest znaleźć i przekonać takiego „influencera”, mówiąc językiem mediów społecznościowych, który ma moc, by wpłynąć na grupę ludzi. W przypadku projektu Totomoxtle zadanie było o tyle skomplikowane, że moja wizja była długoterminowa, a zazwyczaj trudno przekonać innych do pomysłu, kiedy nie widzą wyniku swojej pracy w krótkim czasie. Tu pojawia się też kwestia finansowa, ludzie muszą przecież jeść i zarabiać pieniądze.
projekt Pink Beasts łączy naturalne materiały, wiedzę o tradycyjnym barwieniu tkanin i współpracę z lokalnymi społecznościami
fot. dzięki uprzejmości Fernando Laposse
Dominika: Dobra uwaga. Niektórzy projektanci tworzą projekty komercyjne, by sfinansować inne swoje pomysły. W jaki sposób wygląda to u Ciebie?
Fernando: Myślę, że ten model, który wypracowałem, byłby trudny do zastosowania na przykład w Europie. Mam odrobinę ułatwione zadanie, ponieważ większość moich klientów mieszka w Europie, a większość mojej produkcji odbywa się w Meksyku, gdzie koszty życia są na ogół niższe. Traktuję to jednak jako coś dobrego. To, że możemy przetransferować pieniądze z miejsc zamożniejszych do miejsc, w których te fundusze będą stanowić rzeczywisty budżet do stworzenia systemu. Nagrody finansowe z wygranych konkursów czy inne współprace pomagają realizować moje projekty w Meksyku, choć oczywiście robiłem też różne komercyjne projekty, by zebrać potrzebne pieniądze. Bycie wolnym strzelcem wiąże się z przedsiębiorczością i ryzykiem.
Dominika: Patrząc na wynik Twoich badań i działań, ciekawy jest moment początkowy. Szukasz problemów do rozwiązania czy działasz w inny sposób?
Fernando: Tak, to chyba jest związane z myśleniem problemowym od samego początku. Ale tak naprawdę nie mam żadnej metodologii, której się trzymam. Za to stawiam sobie pewne ograniczenia, na przykład jeśli mam pracować z materiałem, to musi to być materiał naturalny. Ostatnio są to jedynie surowce pochodzenia roślinnego, jak trukwa (luffa), liście kukurydzy czy włókna agawy. Te materiały muszę prześwietlić przez ich kontekst. Skąd dany materiał się bierze, jakie są jego zalety i wady, zastosowanie. Lubię badać wątki historyczne. Przykładowo sizal, który jest produkowany z włókien agawy, łączy ciekawe tematy. Z tego materiału przez dekady produkowano liny i sieci rybackie. Lokalni arystokraci bogacili się na jego eksporcie, bo cały świat zgłaszał ogromne zapotrzebowanie na te produkty, a koszty pracy były dość niskie — ponieważ bazowały na pracy niewolniczej. Wraz z wynalezieniem plastiku przemysł upadł. Tu pojawia się kontekst dzisiejszego świata. Nie jest łatwo mówić, że wrócimy do naturalnych włókien, choćby dlatego, że koszt ich produkcji jest wyższy. Zaczynam tworzyć narrację, szukać rozwiązań, pomysłów i taktyk, które sprawią, że ludzie będą chcieli korzystać z tych materiałów. Jednocześnie uważam, by nie popełnić błędów z przeszłości. W produkcji sizalu była to wycinka lasów deszczowych po to, by posadzić agawę.
projekt Lufa Series to praca z lekką, gąbczastą trukwą
fot. dzięki uprzejmości Fernando Laposse
Dominika: Przyszłością są więc materiały naturalne?
Fernando: Myślę, że przyszłością są materiały odnawialne, takie jak rośliny. Rosną szybko, dostarczają nam tlen, rozwiązują problem CO2, poprawiają jakość gleby, wytwarzają żywność i obniżają temperaturę. Same plusy! Istotne jest, żeby zrobić to lepiej niż w przeszłości. Unikać stawiania na monokultury czy nawozy, ale angażować rdzennych mieszkańców do dyskusji, ponieważ oni mają odpowiednią wiedzę i potrafią działać. Przykładowo w Tonahuixtla, ze względu na erozję gleby, która nie jest w stanie wchłonąć i tak skromnych opadów deszczu, mieszkańcy zaczęli sadzić las z kaktusów. Co jest idealnym rozwiązaniem, bo to rośliny lokalne, wytrzymałe, które nie potrzebują wiele wody ani dobrego podłoża. W ciągu pięciu lat udało się stworzyć naturalne bariery, które zatrzymują wodę i pomagają w ponownym zalesianiu terenu.
Jednocześnie w zachodnim świecie bardzo dużo energii poświęcamy na znalezienie zamiennika dla plastiku, wydaje się, że jest on jedynym problemem. Dlaczego innym materiałom jest tak trudno konkurować z tworzywami sztucznymi? Ponieważ nigdy nie zapłaciliśmy pełnej ceny plastiku. To produkt ropopochodny, a ropa naftowa jest najbardziej dotowanym surowcem na świecie. Plastikowa butelka kosztuje tylko parę centów, ponieważ reszta jest finansowana z podatków. W rywalizacji z tworzywami sztucznymi, jeśli nie zaprzestaniemy dotowania plastiku, inne materiały po prostu przegrają. I to jest być może rola projektanta, aby wyjaśniać te zależności politykom i konsumentom. Na pewno dzięki mądrzejszym, lepiej poinformowanym konsumentom łatwiej dokonać zmiany. Skoro jesteśmy w systemie rządzonym przez rynek, to jako konsumenci możemy wywierać na nim presję, która pociągnie zmiany.
Dominika: Jako fan materiałów — czy możesz powiedzieć, z jakim surowcem chciałbyś pracować w przyszłości?
Fernando: Zaczynam pracować z awokado, które traktuję nie tylko jako materiał, staram się także patrzeć szerzej, na handel i rynek tego surowca w Meksyku. Nie chodzi mi też o tworzenie nowego materiału co dwa czy trzy lata, o co często jestem pytany. Zazwyczaj odpowiadam, że ciągle pracuję nad tym samym, bo jaki jest sens, by się spieszyć i przeskakiwać z kwiatka na kwiatek. Traktuję moje projekty jako ciągłe, przechodzące z jednego w drugi. Myślę, że jako dizajner mam możliwości i narzędzia, by mówić głośno o sprawach trudnych czy niezrozumiałych.
kontemplacja w naturalnym środowisku instalacji Sisal Sanctum
fot. dzięki uprzejmości Fernando Laposse
Dominika: W swoich projektach poruszasz różne zagadnienia. Jakie są, Twoim zdaniem, najważniejsze problemy, które powinniśmy rozwiązać? Czy to kapitalizm, o którym rozmawialiśmy wcześniej, zmiana klimatu czy jeszcze coś innego?
Fernando: Wszystko razem. Myślę, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji, ponieważ przegapiliśmy sygnały i dowody znane od co najmniej trzydziestu lat. Wtedy mogliśmy podjąć małe działania, teraz potrzebujemy naprawdę drastycznych zmian, w tym reform w ustawodawstwie i legislacji. Jesteśmy trochę jak student, który przespał cały semestr i teraz na ostatnią chwilę chce się przygotować do egzaminu. A mówiąc o studentach, to gdy pomyślę o setce kolegów i koleżanek, którzy razem ze mną ukończyli londyńską uczelnię Central Saint Martins, i kalkuluję liczbę projektantów, którzy każdego roku kończą studia projektowe, to widzę potencjał do zmiany. Oczywiście nie wszyscy będą mieć podobne podejście, ale jeśli będzie to chociaż dziesięć osób z mojego rocznika, to jest potencjał do zmiany. To oczywiście wiąże się też z systemem nauczania i edukacją. I choć wiele uczelni zmienia teraz swoje programy, to musimy uważać, żeby nie wpaść w pułapkę projektowania zorientowanego na człowieka. Trzeba łączyć kwestie środowiska i planety, niekoniecznie umieszczając człowieka w środku, ponieważ wszystkie elementy są z sobą powiązane. Trudno wybrać jeden problem — to kombinacja tego, jak chcemy żyć i wydawać pieniądze jako konsumenci. Myślę, że to złożona odpowiedź na złożone pytanie. Ale jako projektanci mamy moc, aby połączyć z sobą różnych specjalistów i branże.
Dominika: Czy projektowanie to dla Ciebie — tak świadomego dizajnera — zabawa czy misja do spełnienia?
Fernando: Uwielbiam to, co robię, i nie postrzegam tego jako pracy. To pasja. To zabawa i przyjemność, chociaż oczywiście czasami robi się poważnie. Uwielbiam pracować manualnie, tworzyć. To, co doceniam w projektowaniu, to to, jak różne jest od sztuki, w której stereotypowo jesteś sam — skupiony na swoim pomyśle i dziele. Projektowanie zmusza do otwarcia się, tworzenia połączeń z większą liczbą osób, nawet na całym świecie, i poszukiwania alternatywnych rozwiązań. Wymaga też pragmatyczności, by podejmować działania i dążyć do celu. To wspaniały zawód.
Dominika: Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała: Dominika DROZDOWSKA
Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Fernando Laposse.
Fernando LAPOSSE — projektant meksykańskiego pochodzenia, który na co dzień pracuje i mieszka w Londynie. Ukończył studia projektowania produktu na londyńskiej uczelni Cental Saint Martins. Jego projekty to nie tylko estetycznie zaprojektowane obiekty, ale przede wszystkim funkcjonujący system powiązań. Pracuje z naturalnymi materiałami, takimi jak łuski kukurydzy, włókna agawy czy gąbczasta trukwa, a w obrębie jego zainteresowań leżą globalizacja, rdzenne społeczności i bioróżnorodność. Nie boi się podejmować trudnych tematów i jako projektant, nie tylko bierze odpowiedzialność za swoje pomysły, ale także wierzy, że branża ma narzędzia i moc sprawczą, by poruszać trudne tematy.