Nadmorska część wypiękniała, stała się bardziej nowoczesna, czysta, bardziej estetyczna. Zagrały dobrze określone cechy miasta nad morzem — wszystkie inne bałtyckie miejscowości to albo sezonowe wioski rybackie, na dwa miesiące zamieniające się w wakacyjne miasteczka rodem z turystycznej gorączki złota, albo wielkie metropolie nadmorskie niepozbawione zanieczyszczeń i wad dużych aglomeracji. Oczywiście wspominany wcześniej Sopot jako również kurort nie narzeka na brak zainteresowania, ale dziś chyba bardziej jako piękny salon z plażą niż po prostu uzdrowisko.
…a z poziomu ulicy wygląda to tak:
fot: © Autor
Tymczasem Kołobrzeg znowu jest też trochę Kolbergiem. Wśród gości mnóstwo Niemców, sporo Duńczyków i Szwedów. Rozbudowa miasta trwa, sukces kołobrzeski w sumie jest bezprecedensowy. W pełnym sezonie trudno tu znaleźć wolne miejsce, ale jeszcze ważniejsza jest kołobrzeska specyfika, która powoduje, że turystyczny interes kręci się tu przez cały rok.
Na tym mógłby skończyć się ten tekst, ale lata lecą, strategia się wdrożyła — trzeba było stworzyć nową. Było mi miło, że ponownie poproszono o to mnie, ale jeśli się coś sprawdziło, to po prostu warto to kontynuować, tak jak to robi na przykład „Tajemniczy Dolny Śląsk”. Ponowna praca z Kołobrzegiem okazała się wyjątkową okazją do tego, by krytycznie przyjrzeć się procesom, które zaszły w mieście, czyli przy okazji własnej pracy. Polska rzeczywistość w ostatnich dekadach zmieniała się w ekspresowym tempie, zmieniały się miejskie realia, potrzeby rozwojowe; wiem, jak mogą się różnić dzisiejsze priorytety od tych sprzed dwudziestu lat.
Co więc zobaczyłem, gdy ponownie spojrzałem na miasto? Coś podobnego do Bielska‑Białej: najbardziej w oczy rzucała się mordercza bariera architektoniczna, którą jest linia kolejowa. Praktycznie odcina część dla mieszkańców od części dla turystów. Nie ma tu intuicyjnych, bezkolizyjnych łączników, w najlepszym razie windy i schody, a w kluczowych miejscach — dość często zamykające się szlabany, czyniące dzielnicę turystyczną dobrze bronioną przed mieszkańcami twierdzą, z szynami w roli fosy.
RE:GENERACJA — tak to ma wyglądać
fot: © Autor
Wyłonił się obraz miasta podzielonego: z częścią nadmorską, wypasioną, na bogato, dla tych, których stać, i częścią od morza i tych luksusów odciętą, zamieszkującą ponure bloczyska i równie ponuro łypiącą z ich balkonów — ponad linią kolejową — na tę „Pogodę dla bogaczy” po drugiej stronie.
Jak kiedyś powiedział mi prezydent Jacek Karnowski w Sopocie: „nie umieliśmy podzielić się sukcesem”, a miał na myśli cały kraj, bo w takim kontekście wtedy rozmawialiśmy. To mądre słowa, bo z takich sytuacji zrodziły się nowe Polska A i Polska B, co ułatwiło życie politycznym populistom. Na szczęście w Kołobrzegu występuje ta specyficzna wrażliwość i umiejętność słuchania, które pozwoliły wcześniej dostrzec szansę na koncept Welness & SPA. Tworząc nową strategię, od początku prac wiedzieliśmy, że czas podzielić się tym sukcesem. W końcu w wyborach nie głosują turyści, tylko mieszkańcy, więc w tym przypadku polityka stwarzała strategii sytuację korzystną, co nie jest częste.
retrowersje-kontrowersje — trochę jak w Głogowie…
fot: © Autor
Postanowiliśmy więc kontynuować zwieńczony sukcesem kierunek rozwoju oferty turystycznej Kołobrzegu — ale tym razem nie zapomnieć o mieszkańcach. Na swoje usprawiedliwienie mam w tym miejscu zresztą prosty wniosek dotyczący czasów i priorytetów: wtedy Kołobrzeg w ogóle potrzebował odnieść sukces, którym współcześnie mógłby się podzielić. Podobną sytuację miałem z Krakowem — kiedyś chodziło o zaspokojenie palącej potrzeby, jaką było „jak najwięcej turystów”. Dlatego w drugim etapie Kraków zmieniał priorytety z „ilości” na „jakość”. A dziś również koncentruje się na mieszkańcach — odniósłszy wcześniej sukces, którym można się podzielić.
kolejne wizje, strategie, znaki, symbole nakładają się na siebie; porządkowanie polskiej przestrzeni to spore wyzwanie, zwłaszcza że wiele kluczowych procesów wymaga dobrej woli politycznych konkurentów
fot: © Autor
Ale jak połączyć miasto, brutalnie rozdzielone linią kolejową, której nie można zlikwidować? Jak podzielić się z resztą mieszkańców sukcesem, który odniosła de facto grupa dużych inwestorów? Nad tym właśnie dumaliśmy, tworząc w serii warsztatów, dyskusji i spotkań kolejny strategiczny koncept miasta. Powstała strategia kontynuacyjna, ale wrażliwa społecznie, której szyldem stało się słowo „RE:GENERACJA”. Poza dalszym rozwijaniem specjalizacji Welness & SPA, która jest aktualna, w idei tej chodzi o wzmacnianie prestiżowego charakteru marki, godnego spadkobiercy spuścizny topowego Kolbergu. Głównym zadaniem, które zostało postawione przed miastem na następne lata, jest rozbudowa oferty czasu wolnego — do tego stopnia, by goście nie musieli już w razie gorszej pogody opuszczać (wraz ze swoimi portfelami) miasta w poszukiwaniu rozrywek i atrakcji innych niż te, które oferują hotele. A prawda jest taka, że w czasie deszczu dzieci się nudzą, i dlatego na ścianach ośrodków wypoczynkowych i hoteli w Kołobrzegu łatwo było dostrzec oferty wycieczek do Gdańska — choć to całkiem długa droga.
retrowersje-kontrowersje — trochę jak w Głogowie…
fot: © Autor
Kołobrzeg ma w planach budowę wielu nowych atrakcji, które pozwolą tych gości zatrzymać u siebie. To zwiększy dochodowość turystycznego biznesu. Bo choć Kołobrzeg jest prawdziwym „Miastem nad morzem”, to jednak miastem niedużym. Nie ma tu filharmonii, teatru, wielkomiejskiego spaceru w metropolitalnym stylu — a sama galeria handlowa z multipleksem to trochę za mało. Rozbudowane portfolio atrakcji czasu wolnego to również jakość życia dla mieszkańców — tu upieką się dwie pieczenie na jednym ogniu.
Warto przy tym wszystkim pamiętać, że pobyty w Kołobrzegu są — jak na branżę turystyczną — ekstremalnie długie. Mnóstwo ludzi przybywa tu na siedem, czternaście dni, wiele zostaje dłużej. To bardzo korzystna sytuacja, której warto pomóc, rozbudowując ofertę kulturalno-rozrywkową. Zobaczymy za parę lat, co z tych — miejscami bardzo ambitnych planów — uda się zrealizować.
Ale wróćmy do tego, co w nowej strategii Kołobrzegu szczególnie istotne: do mieszkańców. Jednym z kluczowych pomysłów było stworzenie Karty Mieszkańca, programu, który zapewni mieszkańcom korzystny dostęp do turystycznych atrakcji miasta (i nie tylko turystycznych oczywiście). Karta powstała i ma się chyba dobrze — ponad setka firm udziela w jej ramach zniżek dla osób zameldowanych i płacących w Kołobrzegu podatki. Fajnie jest móc pójść do hotelowego aquaparku, dostępnego z porządnym rabatem (oczywiście poza szczytem sezonu letniego). To ciekawe podejście do pełniejszego i bardziej wszechstronnego wykorzystania istniejącej infrastruktury.
tandeta nadmorsko-polska — nie od razu Rzym zbudowano…
fot: © Autor
Innym ważnym elementem strategii była estetyzacja osiedli bloków z wielkiej płyty. Po kilku latach od stworzenia opracowania pojawiłem się w Kołobrzegu na wizji lokalnej z nadzieją, że na tym polu zastanę jakieś realizacje, oby udane. Na tych osiedlach szczególnie mi zależało, to był ogólnopolski problem, najczęściej jakoś dziwacznie trudny do ugryzienia. Jadąc na rowerze do miasta, miałem nawet delikatną tremę w tej kwestii — co, jeśli nic nie udało się zrobić? Albo, co gorsza, jeśli coś się zrobiło, ale wyszło źle?
Gdy zobaczyłem te moje wyestetyzowane bloki, kamień spadł mi z serca. Wygląda na to, że dzięki termomodernizacjom połączonym z zaangażowaniem projektantów udało się! Niektóre z tych bloków wyglądają dziś przyzwoicie, a niektóre wręcz bardzo dobrze. W połączeniu z zazwyczaj sensowną za PRL-u urbanistyką oznacza to transformację kiedyś wręcz dzielnic nędzy — przez niektórych moich dawnych rozmówców określanych jako „Slums Attack” — w ładne, wygodne do życia, przemyślane osiedla. Taki Kołobrzeg jest dla mnie inspirujący.
tandeta nadmorsko-polska — nie od razu Rzym zbudowano…
fot: © Autor
Nie odczułem zaskoczenia rozwojem części nadmorskiej — tu wszystko zgodnie z planem robi się coraz bardziej atrakcyjne. Bulwary wzdłuż plaży — piękne, ścieżki rowerowe — wspaniałe, port jachtowy — pełen życia. Mnóstwo nowych inwestycji związanych z ukierunkowaniem miasta i wiele realizowanych budów — nie dziwi.
Nie dziwi oczywiście również wciąż dobrze mający się handel tandetą i szeroki dostęp do rozrywek w rodzaju pstrokatych, mierzących siłę ciosu bokserów — ale jak to mawiają, jaki kraj, takie Hollywood. Póki będzie na to zapotrzebowanie, to i oferta się znajdzie. Nieco pocieszające jest to, że im bliżej było centrum miasta, tym tandety mniej — widać bezpośredni związek między ceną i jakością noclegów a jakością przestrzeni publicznej. Oznacza to oczywiście, że „ładniejsze” jest dla bogatszych, ale nie jest to przecież w żadnej mierze jakaś nowa obserwacja społeczno-ekonomiczna.
tandeta nadmorsko-polska — nie od razu Rzym zbudowano…
fot: © Autor
Wśród wielu pomysłów na przełamanie bariery dzielącej dwa Kołobrzegi szczególnie istotne są te, które ułatwią fizyczne przedostawanie się z jednej części miasta do drugiej. Powstała ambitna wizja stworzenia między obiema połowami wielkiej, całorocznej, zadaszonej strefy wspólnej, budynku umożliwiającego uprawianie sportów typu outdoor, dosłownie łączącego Kołobrzeg w jedną całość. Czy taka wielka operacja inwestycyjna się uda, tego nie wiem, bo w grę wchodzą wielkie pieniądze oraz konieczność porozumienia się z PKP i niejednym ministerstwem. Trudne? Trudne, ale Kołobrzeg już nie raz pokazał, że potrafi robić wielkie rzeczy. A tu jeszcze Unia Europejska i jej plany budowy Rail Baltica — ta historia na pewno jeszcze się nie skończyła.
nowe inwestycje ciągną się po horyzont
fot: © Autor
W planach są również nowe bulwary nad Parsętą i mnóstwo mniejszych czy większych inicjatyw mających zaspakajać coraz bardziej wyrafinowane potrzeby miasta, w bardzo świadomy sposób łapiącego dziś balans pomiędzy turystyką i polityką społeczną. To dojrzałe podejście do bycia nowoczesnym miastem. Przyjemnie jest odnosić sukcesy — te kołobrzeskie należą do najbardziej spektakularnych w Polsce, a tym samym i na świecie.
Mateusz Zmyślony
fot: © Autor
* Batardeau — ciekawa budowla, fortyfikacja służąca do spiętrzania w razie potrzeby wód rzeki Parsęty, co w praktyce — w razie zagrożenia — zamieniało Kolberg w wyspę. Niestety, rzadki zabytek został zniszczony pod koniec PRL.