Koniec grudnia — bo wtedy kończyliśmy przygotowywać numer styczniowy — to najlepszy czas na wszelkiego rodzaju podsumowania. I jak co roku prosimy praktyków oraz krytyków architektury, żeby napisali, co w danym roku uważają za sukces, a co za porażkę. Robimy to w konwencji KITÓW I HITÓW. Dajemy naszym Autorom i Autorkom całkowitą swobodę wypowiedzi i nie moderujemy tej dyskusji. Jesteśmy jej raczej bardzo ciekawi.
Oskar Grąbczewski w HITACH I KITACH 2022 z numeru A&B 01|2023
Chciałbym na moment odłożyć na bok sympatyczny tytuł „Hity i kity” i zastanowić się nad rzeczami znacznie wykraczającymi poza skalę i problemy naszego architektonicznego miniświatka.
Bez wątpienia najgorszą rzeczą, która nas spotkała w 2022 roku jest wojna u naszych granic — brutalna, bandycka napaść Rosji na Ukrainę. Setki tysięcy ofiar, miliony uchodźców, zniszczenia całych miast, tortury, gwałty, grabieże — o takiej wojnie uczyliśmy się z podręczników historii II wojny światowej i mieliśmy nadzieję, że nigdy nie wróci w nasze strony. Niestety teza o końcu historii okazała się nieprawdziwa. Jeden po drugim upadają na naszych oczach kolejne mity — o przewidywalnej Rosji, z którą, taką jaka jest, warto robić świetne interesy i prowadzić dialog, wyśmiewając przy okazji antyrosyjskie fobie tej durnej polskiej i bałtyckiej prawicy, o nieomylnej Unii Europejskiej, która pod przewodnictwem mądrych, hojnych, solidarnych, szlachetnych Niemiec zbuduje nowy, lepszy świat — zielony ład w oparciu o rosyjski gaz... Wpuszczone na światowe salony Chiny, które miały według wszystkich mędrców podążyć szybką ścieżką demokratyzacji i liberalizacji właśnie ściągnęły cugle, zwarły szeregi i przedłużyły na wzór iście putinowski kadencję swojego prezydenta i jednowładcy, coraz częściej nazywanego nowym cesarzem. To bardzo bolesne przejrzenie na oczy.
Wśród tych wszystkich gorzkich rozczarowań drobny promyk nadziei: na szczęście całkowitą nieprawdą okazał się również wbijany nam przez lata do głów mit o ksenofobicznych, ciemnych, skąpych i zacofanych, a czasami wręcz „faszystowskich” Polakach. Okazało się, że w chwili prawdziwej próby wykazaliśmy się wielkim sercem, otwierając nie tylko nasze granice, ale również nasze domy, parafie, schroniska, domy kultury, pałace biskupie i domy zakonne dla milionów naszych ukraińskich braci i sióstr. Niezależnie od różniących nas kwestii politycznych, obyczajowych, światopoglądowych, od prawa do lewa zachowaliśmy się tak, jak należy. Również nasze państwo, występując od pierwszych chwil wojny jako adwokat sprawy ukraińskiej, udzielając potężnej pomocy militarnej i finansowej i działając jak gigantyczny hub transferujący międzynarodowe wsparcie dla Ukrainy, stanęło na wysokości zadania. Niech ta świadomość będzie dla nas okazją, by popatrzeć z dumą na naszą tożsamość, niech pozwoli nam przetrwać trudne chwile, niech nie pozbawi nas samokrytycyzmu, ale równocześnie skłoni do rozumnego i krytycznego spojrzenia na rozpowszechniane o nas kłamstwa, niezależnie od tego, czy ich autorstwo jest zagraniczne, czy krajowe i czy przyczyną są złe intencje, chęć zrobienia na naszej niesławie dobrego interesu, prowincjonalne kompleksy, masochizm czy zwykła głupota.
A co w kontekście tych wszystkich wydarzeń mogę powiedzieć o architekturze? Pierwsza garść refleksji wiąże się oczywiście bezpośrednio z wojną. Bloki mieszkalne zniszczone przez artyleryjski ostrzał, poprzez oderwane lub podziurawione elewacje pokazujące wnętrza mieszkań, ruiny, w których ochrony przed pociskami szukają przerażeni ludzie, przypominają o najważniejszej, a często zapominanej funkcji architektury, którą jest właśnie dawanie schronienia. Krytykowany tak chętnie i powszechnie beton znów stał się symbolem bezpieczeństwa i trwałości. A jednocześnie — piękny czyn polskich architektów, którzy pod patronatem Shigeru Bana własnoręcznie stworzyli z kartonu i tkanin aranżacje opustoszałych hal na tymczasowe schronienie dla uchodźców. Beton i karton — tak skrajnie różne od siebie materiały użyte w najszlachetniejszym celu — zapewnienia ludziom ochrony, stworzenia warunków do życia, przetrwania.
W maju, podczas Millennium Docs Against Gravity miałem zaszczyt otwierać pokaz filmu o niezwykłym ukraińskim architekcie Florianie Jurijewie. „Nieskończoność według Floriana” opowiada o walce stojącego nad grobem, śmiertelnie chorego twórcy o zachowanie w niezmienionym kształcie swojego opus magnum — budynku Instytutu Informacji, zwanego także UFO, od charakterystycznego kształtu sali widowiskowej. To historia, jakich niestety znamy bardzo wiele: wybitny obiekt zaniedbywany przez lata, przebojowy inwestor budujący gigantyczne centrum handlowe, w którego obszar chce włączyć niechciany zabytek, przebudowując go wedle uznania i potrzeb, a jeszcze chętniej wyburzając wszystko, co tylko uzna za zbędne. I stojący naprzeciw wszechmocnego rekina biznesu dziewięćdziesięcioletni schorowany człowiek, pielgrzymujący w obronie swojego dzieła od Annasza do Kajfasza, dokonujący pod okiem kamery podsumowania niełatwego życia i niezwykłej wielowątkowej twórczości — architektonicznej, malarskiej, muzycznej, za którą był prześladowany w czasach Związku Sowieckiego. Chociaż wynik tej rozgrywki wydaje się oczywisty, to w finale zdarza się cud. Budynek unika zniszczenia, architekt umiera ze świadomością, że pozostawił po sobie ślad na ziemi.
Nie wiem, czy budynek Jurijewa ocaleje również z wojennej zawieruchy. Chciałbym, żeby tak się stało, i żeby służył jeszcze przez długie lata. Chciałbym, żeby cała Ukraina podniosła się z wojennych zniszczeń, żeby stało się to za pomocą nowej, ekologicznej i przyjaznej człowiekowi architektury. Chciałbym, żeby powstały tam najwyższej jakości budynki — nowe i odbudowane, tworzące piękną, harmonijną całość. Zdaję sobie sprawę, że to z mojej strony daleko posunięta naiwność, czystej wody marzycielstwo. Ale historia Floriana Jurijewa uczy, że warto walczyć do końca, wbrew wszystkiemu, że trzeba po prostu bronić tego, w co wierzymy, trwać przy swoim, nie poddawać się. Tego właśnie życzę i Ukraińcom, i Polakom.