reklama
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Między wsią a metropolią – Marek Szymaniak o zapaści średnich miast

20 sierpnia '21

„Mam w dupie małe miasteczka”. Ostro. Ale to cytat z poety. Oraz dobre, choć niewykorzystane motto dla książki „Zapaść” Marka Szymaniaka. Nie żeby reporter miał mniejsze miasta tam, gdzie Andrzej Bursa. Przeciwnie. Opisuje jak słowa wiersza wcielono w życie.

Nie jest to opis wesoły, ale też – co ważne, nie wieje z niego kompletną beznadzieją. To nie historia nagłej katastrofy. Raczej – rozłożonego na raty upadku. Średnich miast na skraju społeczno-ekonomicznej zapaści jest około stu dwudziestu – Szymaniak cytuje na samym wstępie dane Polskiej Akademii Nauk. I już wiemy, że tytuł nie jest tylko chwytliwą tezą ukutą przez reportera. Oraz, że to nie diagnoza stanu wszystkich miast tej wielkości.

Szymaniak podąża po prostu śladem naukowej opinii. A także swoich doświadczeń: sam pochodzi z „miasta zapaści” – Krasnegostawu, który również uczynił bohaterem jednego z rozdziałów. Poza tym sprawdza ponad 30 średnich miast – od takich, które liczą powyżej 15 tysięcy mieszkańców, po największe jak Grudziądz czy Przemyśl. Na większości kładzie się długi cień transformacji: upadłych zakładów, odciętej komunikacji, braku nowych kół zamachowych. „W dupie” mieli małe miasta rządzący krajem rzucając je nierzadko na zbyt głęboką wodę – w zamian nie oferując prawie nic. A także liberalni ideolodzy wieszcząc, że ważny jest wzrost metropolii, który docelowo wzbogaci również małe ośrodki. Nic z tego. Bajka o przypływie, który podnosi wszystkie łodzie nie sprawdza się również w tym przypadku.

Mieszkańcy i dane

Liczby PAN to jedno, ale rzeczywistość – to konkretni ludzie. To im, mieszkańcom średnich miast, najczęściej w okolicach trzydziestki (choć nie tylko) Szymaniak oddaje głos. Ich oczami przygląda się upadłym zakładom, sytuacji mieszkaniowej, smogowi czy wynaturzonej „rewitalizacji”. Reportera jest tu mało. Dużo za to bohaterów, dla których, to się czuje, autor miał chyba czas. To oni, zaangażowani i aktywni sprawiają, że lektura nie przytłacza. Budujące są przypadki tych, którzy na „prowincję” wrócili i dają sobie radę. Choć kierunek jest raczej przeciwny. Praca na pół czarno, budżetówka jako szczyt marzeń, lokalne układy – to wszystko wypycha ludzi, którzy chcieliby po studiach osiąść w rodzinnych stronach.

Wiele jest też danych. Liczby, statystyki, wnioski z raportów gęsto zapełniają strony „Zapaści”. Nie ma za to typowego dla codziennych mediów i niektórych reporterów „najazdu” połączonego z serwowaniem swoich opinii lub impresji. Dla Szymaniaka średnie miasta nie są gabinetem osobliwości. Tym bardziej, że niektóre tematy w ogóle się do tego nie nadają. Jest bowiem również o narodowych mniejszościach, rynku pracy czy służbie zdrowia.

„W małych miastach lepiej nie chorować” – wyznaje reporterowi lekarz z Grudziądza. Robi się ponuro. Choć można spojrzeć z innej strony. Kto daje sobie radę w małym mieście, jest bohaterem – wbrew komunałom o niezaradnych czy roszczeniowych prowincjuszach. „Każdego dnia zdają egzamin z survivalu” – mówi o mieszkańcach swojego miasta były nauczyciel z Kętrzyna.

Skompromitowane słowo

A jaką dodatkową wiedzę „Zapaść” oferuje architektom? Przestrzeń i budynki są tu znaczącym bohaterem. Szczególnie obiekty nieistniejące - już lub jeszcze. Pierwsze to rozebrane lub rozpadające się hale zakładów, które były kiedyś dumą i motorem napędowym Bielawy czy Prudnika. Drugie to mieszkania, o które – co uzmysławia sobie niewielu – w średnich miastach równie ciężko jak w dużych. Nowych lokali niemal się nie buduje, a nawet jeśli, to – uwzględniając znacznie mniejszą siłę nabywczą – na metr kwadratowy trzeba pracować tyle samo dni, co w „metropolii”. Młodemu człowiekowi w średnim mieście równie trudno się odpępowić, jak temu z dużego miasta. Choć zdarzają się i optymistyczne punkty zaczepienia, jak nowe lokatorskie mieszkania spółdzielcze z Bielawy.

Rozdział o koślawej modernizacji placów czy zabytków to natomiast dobry pretekst, by porozmyślać nad niewykorzystanymi możliwościami, które mogły dać prawidłowo robione programy rewitalizacji. Procesy rozumiane jako kompleksowa odnowa tkanki materialnej, ale i społecznej oraz gospodarczej. Jak się skończyło – wiemy. Wybetonowane rynki, budynki odnowione bez przemyślanego celu. Zabrakło również głosu doradczego ze strony środowiska architektów. Działań społecznych – prawie zero. Pieniądze wydane, bo Unia sypnęła groszem. Słowo rewitalizacja skompromitowało się już tak bardzo, że trzeba szukać nowego, by nazwać opisywany przez nie kiedyś proces.

Bez recepty

Wreszcie „Zapaść” to kolejna lektura, która skłania do rozmyślań o tym, jak zagospodarowujemy 312 tysięcy kilometrów kwadratowych między Bugiem a Odrą. A także o tych, którzy je opuścili i z zagranicy nie wrócą. Zwłaszcza do niedużych miast, których nie umiemy wykorzystać tak bardzo, że rodzi się pytanie o sens ich istnienia. Tym bardziej, że już nam znikają z pola widzenia: świata „małych ojczyzn” nie ma komu rzeczowo opisać i komentować. Ostatni rozdział książki to historia upadku lokalnej prasy i kontroli nad władzą oraz obraz narastającej propagandy uprawianej w periodykach wydawanych przez samorządy.

Dobrze zatem, że jest chociaż Szymaniak. Uważny, rzeczowy i empatyczny. Nie znajdziecie u niego błyskotliwych do bólu opinii czy skrzydlatych puent, o które łatwo w dewaluującym się polskim reportażu. Nie liczcie też na proste recepty.

„Możliwe, że mógłbym (…)/ np. napisać cztery reportaże/ o perspektywach rozwoju małych miasteczek” – pisał Bursa zanim uznał, że ma miasteczka w dupie.

Dziś trudno chyba o nawet o taki optymizm.

Jakub GŁAZ

„ZAPAŚĆ. Reportaże z mniejszych miast” Marek Szymaniak, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2021

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs
Sarnie osiedle - dni otwarte 15-16 listopada
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE