Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Alberto Veiga – spokój i równowaga w architekturze

24 grudnia '19

Z cyklu „Spotkanie z Mistrzem” — Alberto Veiga (Barozzi Veiga)

[materiał oryginalny A&B 06'2019]


Z Alberto Veigą z pracowni Estudio Barozzi Veiga, współautorem m.in. Filharmonii Szczecińskiej, laureatem Nagrody im. Miesa van der Rohe z 2015 roku rozmawia Ola Kloc.

Alberto Veiga

Alberto Veiga

© Estudio Barozzi Veiga | dzięki uprzejmości Galerii Architektury krakowskiego oddziału SARP

Ola Kloc: Gratuluję zdobycia Nagrody Miesa van der Rohe. To wielki zaszczyt, nie tylko dla Szczecina, ale i dla całej Polski. Dzięki temu projektowi Szczecin zaistniał na architektonicznej mapie świata.

Alberto Veiga: Dziękuję.

 

Ola: W jakim momencie Twojej kariery, czy może przy którym projekcie odkryłeś Twój własny styl i poczułeś, że wiesz, w którą stronę chcesz iść jako architekt?

Alberto: Cóż, trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Przede wszystkim w pracowni jest nas dwóch i pracujemy razem. Przez ostatnie kilkanaście lat wspólnie dojrzewaliśmy i się rozwijaliśmy — myślę, że to, jakim teraz jestem architektem, wynika z tego, jak się rozwijałem, pracując z moim partnerem. Kiedy zaczynaliśmy, nie mieliśmy jasnej wizji tego, jaką architekturę chcemy tworzyć — odkrywaliśmy to przez lata naszej pracy i wciąż to robimy.

W tym czasie powstawały projekty, które bardziej nas „naznaczyły”, braliśmy udział w konkursach, które sprawiły, że próbowaliśmy pójść naprzód w jedną lub w drugą stronę. Myślę, że było to bardziej progresywne, jakbyśmy stopniowo definiowali siebie w kierunku pewnych zainteresowań; raczej ciągła ewolucja niż jeden konkretny moment, w którym zdajesz sobie sprawę, że „to jest to, kim jestem, i to, co chcę robić”. Przez te wszystkie lata był to ciągły proces myślenia, co możesz zaoferować, co chciałbyś przekazać w swojej pracy i jak daleko chciałbyś poszukiwać. Nie mogę więc wskazać jednego projektu.

Filharmonia w Szczecinie — szkic koncepcyjny

Filharmonia w Szczecinie — szkic koncepcyjny

© Estudio Barozzi Veiga | dzięki uprzejmości Galerii Architektury krakowskiego oddziału SARP

Ola: Kontynuując temat poszukiwania własnego stylu, studio Barozzi i Veiga od początku swojego istnienia (od 2004 roku) skupiało się przede wszystkim na międzynarodowych konkursach. Jak zmieniało się Wasze studio przez te piętnaście lat? Jak odkrywaliście i rozwijaliście Wasz styl? Jak to widzisz z Twojego punktu widzenia i z perspektywy pracowni?

Alberto: Zawód architekta ma związek ze wszystkim, co robisz. Projekty mieszają się z bagażem twoich doświadczeń, z twoimi obsesjami, pragnieniami i wszystkim, co masz za sobą. I prawdą jest, że w taki czy inny sposób próbujesz odzwierciedlić to w rzeczach, które robisz. Zawsze to odzwierciedlasz. Co więcej, potrzebujemy tego — obaj jesteśmy przekonani, że to indywidualne podejście jest konieczne.

Nasza praca, przynajmniej moja, ewoluowała więc w ciągu tych piętnastu lat również dlatego, że stopniowo poznaję lepiej samego siebie. Znam siebie lepiej, jestem w stanie lepiej syntetyzować rzeczy, które są dla mnie ważne. Myślę, że kiedy zaczynałem pracę w zawodzie, nie znałem siebie zbyt dobrze i nie wiedziałem, o czym chcę opowiadać poprzez to, co robię. Teraz znam siebie lepiej i kiedy coś robię, to przynajmniej wiem, co chcę przez to powiedzieć z osobistego punktu widzenia. Praca jest rodzajem ciągłego uczenia się, ale przede wszystkim procesem poznawania samego siebie, co z kolei odzwierciedla się w tym, co robisz. I dlatego myślę, że nie było jednego konkretnego momentu albo projektu. Ale, z profesjonalnego punktu widzenia, zauważyłem, że ważne jest, aby nieustannie zadawać sobie pytanie „dlaczego?” — czy zrobienie czegoś jest dla mnie ważne albo jaki ma sens z mojego punktu widzenia, czy rzeczywiście to jest coś, z czym się identyfikuję? Odkrycie tego było dla mnie ważne, ponieważ na początku nie sądziłem, że mógłbym mieć tak osobisty związek z pracą, którą wykonywałem.

 

Ola: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że nie zdecydowałeś się poświęcić architekturze ze względu na pasję, ale z czasem zacząłeś czuć się komfortowo ze swoją pracą i ją pokochałeś. Jak przebiegał ten proces?

Alberto: Nie jestem architektem z powołania, nie jestem jedną z tych osób, które już mając piętnaście lat, wiedzą, że chcą być architektami. Zacząłem zajmować się architekturą przez zbieg okoliczności. Wiem tylko, że jeśli jest coś, co mnie definiuje, to to, że lubię robić rzeczy dobrze, lubię dobrze pracować. I dlatego czasem żartuję, że mógłbym być dobrym lekarzem lub kimkolwiek innym, bo to, co lubię, to robić rzeczy dobrze. Oczywiście zostałem architektem i z czasem pokochałem ten zawód — stał się moją pasją. Na początku nie miałem w planach takiego poświęcenia dla zawodu, nie zastanawiałem się nad tym, jakim architektem się stanę. Stopniowo zacząłem to odkrywać i w ciągu kilku lat architektura dała mi wiele rzeczy, których się nie spodziewałem. Dzięki temu, że wszystko to było procesem, drogą w tę i z powrotem pomiędzy architekturą a mną, w tej chwili nasza relacja działa bardzo dobrze, jest piękna i satysfakcjonująca, ale mogło być zupełnie inaczej.

 

Ola: Jak w takim razie doszło do tego, że zdecydowałeś się studiować architekturę i jak wytrzymałeś tyle lat? Architektura przecież nie jest łatwym kierunkiem.

Alberto: Właściwie to nie wiem. Mój brat był inżynierem, a ja nie czułem, że też mógłbym nim zostać. Myślę, że widziałem siebie w roli architekta, bo wierzyłem, że ten kierunek studiów pozwoli mi poznać wiele różnych rzeczy z szerszej perspektywy i odpowiadał mi ten humanistyczny sposób rozumienia życia, poznania wszystkiego po trochu i później — stopniowego definiowania. Nie byłem też genialnym studentem, nie zdobywałem ocen z wyróżnieniem, nic z tych rzeczy. Byłem przeciętnym uczniem i jedyne, co zrobiłem, to zacząłem pracować najszybciej, jak tylko było to możliwe. To właśnie praca w biurach architektonicznych pozwoliła mi poznać ludzi, którzy wykonywali swój zawód z pasją, poświęcali temu swoje życie, byli architektami z powołania. Doświadczyłem tego nie tyle na uczelni, co właśnie w tych pracowniach. Kiedy już mogłem mieć swoją pracownię, starałem się odtworzyć mniej więcej tę samą pasję, ten zapał do pracy, i stopniowo coraz bardziej mi się to podobało. Podobało mi się życie w studiu i atmosfera, która się tam generuje. Z czasem zacząłem coraz bardziej cieszyć się architekturą.

Musée cantonal des Beaux-Arts (MCBA), Lozanna, proj.: Estudio Barozzi Veiga, 2011–2019 © Estudio Barozzi Veiga

Musée cantonal des Beaux-Arts (MCBA), Lozanna, proj.: Estudio Barozzi Veiga, 2011–2019

© Estudio Barozzi Veiga

Ola: Nasz magazyn czyta wielu studentów architektury. Mógłbyś opowiedzieć, jak wpłynęła na Twoją karierę praca w biurach Patxi Mangado w Pampelunie albo Vázquez Consuegra w Sewilli? Jak Twoje doświadczenie zawodowe wpływa na obecną architekturę?

Alberto: Cóż, to wszystko jest z sobą połączone. Obie pracownie były dla mnie ważne, nie tylko ze względu na to, czego się tam nauczyłem, jeśli chodzi o architekturę, bo to było najmniej istotne. Najważniejsza była ich postawa wobec pracy, oddawali swoją duszę, żeby móc dobrze wykonać zadanie. Zawsze mieli tę potrzebę, aby robić rzeczy najlepiej, jak potrafią — każdy w swoim stylu i w swoim języku. Kiedy zaczynałem pracować, myślałem, że ważne jest, aby nauczyć się stylu, tego jak rozwiązać detale, rysunki, techniczne rzeczy. Później zdałem sobie sprawę, że to nie było ważne, że stopniowo sam to odkryję — każdy ze studentów, każdy z architektów odkryje swój język. To, czego nauczyłem się w tych dwóch pracowniach, to przede wszystkim postawa, jaką trzeba mieć w życiu wobec swojej pracy.

 

Ola: Co sprawia, że budynki studia Barozzi i Veiga są rozpoznawalne? Albo dzięki jakim elementom chciałbyś, aby były rozpoznawalne? Jaki jest Twój język architektoniczny?

Alberto: Wierzę, że wszystko to, co do tej pory zrobiliśmy, jest zupełnie inne, że nasze budynki są dość zróżnicowane, chociaż jest w nich jakiś wspólny wątek — zaczynamy lubić pewien określony sposób działania. Myślę, że wszystkie te projekty są ekspresyjne. Naszym podstawowym zadaniem jest przekazywać rzeczy i żeby to osiągnąć, musisz być ekspresyjny w tym, co robisz.

Wierzymy, że wszystko, co robimy, przekazuje pewną równowagę. Że kiedy ktoś podchodzi do jednego z naszych budynków, czuje, a przynajmniej chciałbym, żeby tak było, że są to obiekty zrównoważone względem otoczenia, że nie przerywają, nie fałszują i nie niszczą naturalnej równowagi danego miejsca.

Jest też jedno takie słowo, które bardzo lubię — nasza architektura przekazuje pewien spokój. Chcielibyśmy myśleć, że nasze obiekty dają poczucie spokoju, sprawiają, że czujesz się komfortowo. Nie próbują się narzucać ani zmieniać sposobu, w jaki widzisz świat, po prostu chcą ci towarzyszyć.

I cóż, są budynki skomponowane w określony sposób i wykonane w jeszcze inny, ale myślę, że te trzy rzeczy, te trzy słowa, są tymi, które najlepiej nas określają.

 

Ola: W jaki sposób zaczynacie pracę nad projektami i jak wygląda proces kreatywny?

Alberto: Jesteśmy partnerami i działamy jako zespół. Zwykle zaczynamy myśleć i pracować nad projektami w tym samym czasie, chociaż każdy z nas potrzebuje swojej przestrzeni do myślenia. Rozpoczynamy pracę nad projektem indywidualnie i kiedy czujemy, że jesteśmy gotowi, zaczynamy rozmawiać, dzielić się swoimi pomysłami, szukać kompromisów. Myślę, że to, co rzeczywiście działa w naszym przypadku, to to, że potrafimy rezygnować ze swoich pomysłów — kiedy jeden z nas widzi, że pomysł tego drugiego jest lepszy, żadnemu z nas nie sprawia trudności wycofać się z własnego i kontynuować pomysł tego drugiego. I myślę, że to jedna z największych zalet, jaką mamy jako architekci — mimo że rywalizujemy między sobą i każdy z nas próbuje wygrać, potrafimy rozpoznać wartość pracy drugiej osoby i kiedy raz zdecydujemy, w którą stronę pójdziemy, traktujemy ten pomysł jak własny, nie oglądamy się za siebie i staramy się zrobić wszystko jak najlepiej.

Po wyborze kierunku organizujemy coś w rodzaju stress testu dla pomysłu. Zapraszamy ludzi, którzy pomagają nam przy projekcie, żeby sprawdzić, czy jest wystarczająco dobry, żeby poddać go krytyce, ulepszyć, skorygować. Z nimi też konkurujemy: sprawdzamy, czy mogą poprawić dany pomysł, my z kolei staramy się ulepszyć to, co oni zaproponują. Zawsze od początku jesteśmy zaangażowani w projekt.

Bündner Kunstmuseum, Chur, proj.: Estudio Barozzi Veiga, 2012–2016 © Estudio Barozzi Veiga | dzięki uprzejmości Galerii Architektury krakowskiego oddziału SARP

Bündner Kunstmuseum, Chur, proj.: Estudio Barozzi Veiga, 2012–2016

© Estudio Barozzi Veiga | dzięki uprzejmości Galerii Architektury krakowskiego oddziału SARP

Ola: Kogo w takim razie zapraszacie? Innych architektów?

Alberto: Naszych współpracowników. Fabrizio i ja od początku angażujemy się w pracę nad projektem konkursowym, bardzo to lubimy. Nie jesteśmy architektami intuicyjnymi, którzy pewnego dnia mają jakiś pomysł, rysują szkic i przekazują go dalej, żeby ktoś inny to narysował. I to przechodzi w makietę i staje się pracą konkursową. My realnie bierzemy udział w całym procesie.

 

Ola: Obaj z takim samym zaangażowaniem?

Alberto: Cóż, czasem jeden angażuje się bardziej, czasem drugi, ale zawsze w bardzo osobisty sposób. Czujemy to wewnętrzne zobowiązanie do bycia osobiście związanym z tym, co się robi.

 

Ola: Przechodząc do spraw bardziej technicznych: jak dochodzicie do rozwiązań dostępu światła do wnętrz w takich budynkach jak audytorium i centrum kongresowe w Águilas albo główna siedziba Ribera del Duero w Roa, uzyskując przy tym efekt tak wyjątkowy jak ten, który spodobał się twórcom filmu „Blade Runner 2049”?

Alberto: Zawsze staramy się pracować, przede wszystkim kładąc nacisk na kwestie fundamentalne dla naszego zawodu, które zasadniczo dotyczą: trafienia w skalę, odpowiedniej proporcji względem danego miejsca i pracy ze światłem. Pozwala to zrozumieć przestrzeń, umożliwia jej modyfikację i tworzenie atmosfery. Posługiwanie się tymi trzema pojęciami — skalą, proporcją i światłem — za każdym razem, kiedy bierzemy udział w konkursie, jest czymś, co mamy bardzo dobrze opanowane i co staramy się przestudiować w sposób możliwie najlepszy, czasem z większym lub mniejszym powodzeniem.

Projekty w Águilas i Roa mają różną skalę i różne mechanizmy oświetlenia — myślę, że odpowiednie dla skali budynków, jakimi są, i dla przestrzeni, jakie mieszczą. Z kolei w renderze [z niezrealizowanego projektu muzeum w Piloña — przyp. red.], który zainspirował twórców filmu „Blade Runner 2049”, chcieliśmy pokazać, że dzięki pewnej skali, odpowiednim proporcjom i z naturalnym oświetleniem można stworzyć przestrzeń. Grając jedynie tymi czynnikami, można stworzyć przestrzeń, która będzie się zmieniać w zależności od dnia i pory roku, przestrzeń, która czasem może być dramatyczna, czasem lekka lub ciężka, bardziej lub mniej emocjonalna. Myślę, że staraliśmy się to opowiedzieć zarówno w tym konkursie, jak i we wszystkich naszych projektach.

 

Ola: Poziom nauczania architektury w Hiszpanii wydaje nam się wysoki. Jak Ty to widzisz? Co Twoim zdaniem powinno być najważniejsze w kształtowaniu młodych architektów?

Alberto: Myślę, że edukacja architektoniczna w Hiszpanii jest dobra. Nie mogę zbyt wiele powiedzieć o edukacji w Polsce, wiem tylko, że pracowały z nami dwie architektki z Polski i obie były wspaniałe. Uważam, że najważniejsze jest, aby architekci, którzy w dzisiejszych czasach kończą studia, nie mieli obsesji na punkcie ich zakończenia i osiągania jak najszybciej sukcesów. Moim zdaniem studia pokazują pewien sposób rozumienia świata, sposób myślenia i mierzenia się z rzeczywistością. Dają wszystkie potrzebne narzędzia, aby móc stopniowo próbować interpretować świat, będąc architektem, bo tak naprawdę wszystko dzieje się powoli. Kiedy kończysz studia, nie myślisz o tym, że wszystko dzieje się powoli.

Dom Tańca w Zurychu, proj.: Estudio Barozzi Veiga, 2014 (konkurs) –2019 © Estudio Barozzi Veiga

Dom Tańca w Zurychu, proj.: Estudio Barozzi Veiga, 2014 (konkurs)–2019

© Estudio Barozzi Veiga

Ola: Nikt nie ma tyle cierpliwości…

Alberto: Są dwie cechy wspólne dla wszystkich architektów na świecie: trzeba być optymistą i być cierpliwym. Najważniejsze jest to, aby podczas studiów być uważnym na wszystkie sposoby postrzegania świata, rozumieć, jak ważne jest, żeby mieć otwarte oczy i widzieć, a resztę będziesz odkrywać z czasem, w sposób naturalny. Niezależnie od tego, co się wydarzy z twoimi studiami, po ich zakończeniu nie przestaniesz być architektem, nawet jeśli nie zdecydujesz się na pracę w zawodzie. Czy tego chcesz, czy nie, to wykształcenie zmienia cię w kogoś innego, inżynier będzie miał na przykład inną wizję świata niż ty.

Podczas studiów przyzwyczajasz się do zadawania sobie pewnych pytań albo analizowania rzeczy w sposób nieco inny. I to będzie miało na ciebie wpływ przez całe życie, na to, jaką koszulę kupujesz, jaki wybierasz hotel, w jaką wybierasz się podróż. Nie robisz tego dokładnie tak samo jak inni ludzie. I w tym sensie zawsze będziesz architektem, nawet jeśli nie będziesz pracować jako architekt.

 

Ola: Czego oczekujesz od kandydata do pracy w Waszym studiu?

Alberto: Lubimy rozmawiać z kandydatami, rozmawiać z ludźmi, z którymi pracujemy. Nie jesteśmy dużą pracownią, zawsze mamy bliższą relację z osobami, z którymi pracujemy, więc to ważne, aby się poznać.

Kiedy przeprowadzamy rozmowę kwalifikacyjną, staram się wyczuć, czy kandydaci uprawiają swój zawód z pasją. Staram się nie myśleć o tym, czy są dobrzy czy źli, ale czy rzeczywiście chcą robić rzeczy dobrze, mimo że czasem one nie wychodzą. Mnie też nie zawsze wszystko wychodzi dobrze. Zastanawiam się też, czy dana osoba będzie próbowała dać z siebie wszystko. I to są rzeczy, które staram się odgadnąć. Mieliśmy dużo szczęścia, jeśli chodzi o naszych współpracowników, zawsze spotykaliśmy ludzi, którzy starali się pracować najlepiej, jak tylko mogli.

 

Ola: Niedawno byłeś członkiem jury konkursu na projekt Centrum Literatury i Języka „Planeta Lem” w Krakowie. Brałeś udział w wielu konkursach, jak się czujesz w roli oceniającego potencjał projektów konkursowych?

Alberto: Są chwile, kiedy myślę, że zasiadanie w jury jest bardzo skomplikowane. Jako uczestnik konkursów musisz myśleć nie tylko o tym, co widzisz, ale także o tym, co wykracza poza te rysunki, o potencjale, jaki ma dany projekt. Czasami trudno podjąć decyzję lub zdefiniować siebie, ponieważ architektura jest czymś, co wymaga czasu albo ty potrzebujesz czasu, aby ją przemyśleć. Co więcej, kiedy projekt zostanie zrealizowany, także będzie potrzebował czasu, abyśmy mogli dowiedzieć się, czy stanie się dobrą architekturą, czy nie.

To było dobre doświadczenie, ale i trudne, niełatwo ocenić prace pięciu zespołów finałowych w dwa dni. Nie możesz powiedzieć, że coś jest dobre, coś jest złe — i już. Niełatwo stwierdzić, czemu rzeczy są dobre albo złe, to wymaga trochę czasu. Więc cóż, to było trudne.

 

Ola: Podobało Ci się to doświadczenie?

Alberto: Tak. Jestem optymistą, uważam, że w każdej sytuacji można się czegoś nauczyć i te dwa dni też temu służyły.

 

Ola: Czy pracujecie teraz nad czymś, o czym chciałbyś opowiedzieć naszym czytelnikom? Czy jest coś, czemu powinniśmy niedługo się przyjrzeć?

Alberto: Właśnie kończymy dwie budowy w Szwajcarii, bierzemy udział także w dwóch konkursach: w Danii i we Włoszech. Stale bierzemy udział w konkursach, bo taka jest racja bytu naszej pracowni. To jak z chodzeniem na siłownię, musisz brać udział w konkursach, aby być w formie.

 

Ola: Ale zawsze jest pewne ryzyko, prawda? Nigdy nie wiadomo, jaki będzie werdykt jury. Wygląda na to, że lubicie adrenalinę.

Alberto: To prawda, jest to stresujące, ale jednocześnie pozwala nie stać w miejscu. Nigdy nie jesteś w swojej strefie komfortu i moim zdaniem to też jest ważne.

 

Ola: Bardzo dziękuję za rozmowę.

rozmawiała: Ola Kloc

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs
Sarnie osiedle - dni otwarte 15-16 listopada
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE